Sympatyczny Jorge Garcia znany jest z roli Hugo „Hurley’a” Reyes’a z serialu LOST. Jorge opowiada o aktorstwie, muzyce, plotkach i o zakręconych teoriach fanów na temat serialu.
Co spowodowało, że serial LOST odniósł taki sukces?
JG: Mam wiele teorii na ten temat, ale chyba widzowie przekonali się do LOST, ponieważ ten serial różnił się od wszystkich innych produkcji telewizyjnych. Wywołał sporo zamieszania. Na samym początku zatrudniono aktorów przed ukończeniem scenariusza. W ten sposób twórcy serialu mogli dobrać aktorów, zanim stworzyli dla nich postaci. To pomogło im stworzyć bohaterów, o których widzowie będą się troszczyć. Ponad to, każdy serial zrobi furorę, jeśli pierwszy odcinek kończy się w stylu „Strefy mroku”.
Jak potoczyłoby się twoje życie, gdybyś nie zagrał Hurleya w LOST?
JG: Pewnie nadal starałbym się zrobić karierę w Los Angeles. Chodziłbym na warsztaty aktorskie, zanosił moje zdjęcia agentom i starałbym się znaleźć pracę.
Czego dowiedziałeś się o samym sobie grając przez 6 lat Hurleya?
JG: Dowiedziałem się, że jestem w stanie wykonywać tak trudną pracę. Ten serial nie był jakąś ciężką harówką, w końcu to nie kamieniołomy, ale były takie dni, że trzeba było się napocić by dostać wypłatę. Dowiedziałem się też, że potrafię dobrze zagrać, ale musiałem nauczyć się koncentracji. Zanim dostałem rolę w LOST, nie miałem zbyt dużego doświadczenia w pracy w telewizji. Dostałem kilka mniejszych ról w filmach, ale to było wszystko. Ten serial nauczył mnie jak grać przed kamerą i jak współpracować z ekipą. Nauczyłem się więcej, niż przypuszczałem.
A co najbardziej wzbogaciło twój warsztat aktorski podczas pracy przy LOST?
JG: Nauczyłem się być zawsze przygotowanym i skoncentrowanym. To o wiele trudniejsze niż się spodziewałem. Przykładem jest scena, w której Hurley mówi Claire, że Charlie zginął. Przez trzy dni kręciliśmy tę scenę, bo była długa i występowało w niej wielu bohaterów. Kiedy zaczęło padać, musieliśmy przerwać zdjęcia. Kręciliśmy tę scenę w czwartek, piątek i jeszcze w sobotę. Najbardziej wzruszające momenty były kręcone na końcu, ale po montażu scenarzyści zdecydowali, że trzeba dodać więcej dialogów. Znowu musieliśmy się zebrać i od razu zagrać takie same emocje. Nie było czasu na rozgrzewkę. Myślę że nieźle radziliśmy sobie w takich sytuacjach. Pewnie oglądając tę scenę, nie widać jak bardzo się nad nią natrudziliśmy.
Czego jeszcze nauczyłeś się jako aktor?
JG: Zdałem sobie sprawę, że aktorstwo to fantastyczna sprawa. Każdy aktor cieszy się, gdy podczas kręcenia scen odkrywa się coś nowego. Kiedyś brałem udział w takiej scenie, kiedy Jack przychodzi do szpitala psychiatrycznego odwiedzić Hurleya. To była dziwna scena. Hurley był osowiały gdy opowiadał o tym, że często nawiedza go Charlie. W tym pokoju panowała taka dziwna atmosfera, że gdybym mrugnął, łzy popłynęłby mi z oczu. Przez całą scenę próbowałem nie mrugać a i tak oczy mi łzawiły. Pomyślałem wtedy, że chyba nieźle mi idzie. Ludzie nie chcą płakać i próbują powstrzymać łzy - właśnie tak to wyszło w tej scenie. Jako aktor, uważam że to był fantastyczny moment. Byłem z siebie dumny.
Podobno zbierasz płyty? Jaką muzykę dobrałbyś na ścieżkę dźwiękowa do akcji na wyspie?
JG: Na wyspie? Świetne pytanie. Ciekawe jakby wyszło połączenie tropikalnej muzyki z mrocznymi dźwiękami sci-fi. Myślę o takich przeraźliwych dzwoneczkach i złowrogim blaszanym bębenku. Czy coś by z tego wyszło? Chciałbym spróbować skomponować taki utwór.
Skoro już mówimy o muzyce, podobno jesteś wokalistą zespołu LOST Souls, w którym gra również Matthew Fox?
JG: To nieprawda. Nie wiem kto to wymyślił, ale zespól Lost Souls nie istnieje. Nie gram w zespole z Matthew Foxem. Przykro mi.
Ale o tym aż huczy w internecie...
JG: Wiem. Ta plotka szybko się rozeszła, ale to bujda. Dziwna sprawa. Skoro już jestem przy dementowaniu plotek, to dodam, że nie podkładam głosu w grze Hitman 2. Taka informacja pojawiła się w mediach, ale to też bzdura.
Opowiedz o najdziwniejszej plotce, którą usłyszałeś na swój temat?
JG: O najdziwniejszej? Nie mam pojęcia. Te dwie chyba są w czołówce. Pamiętam jak udzielałem pierwszych wywiadów w czasie kręcenia LOST i ktoś zapytał o Lost Souls. To chyba było na festiwalu w Monte Carlo. Nie miałem pojęcia o co chodzi. Później sprawdziłem tę informację w internecie i rzeczywiście było coś na ten temat – ale to wszystko nie jest prawdą. Przykro mi, ale gdybyśmy z Matthew Foxem założyli zespól, na pewno nie nazwalibyśmy go Lost Souls.
A jak byście go nazwali?
JG: Nie wiem. To byłaby bardziej zakręcona nazwa i lepiej przemyślana od Lost Souls.
A potrafisz śpiewać?
JG: Tak, potrafię. Od czasu do czasu występuję z takim zespołem „Band From TV”. Greg Grunberg z „Herosów” gra na perkusji a Hugh Laurie z „House’a” na keyboardzie. Bob Guiney często z nimi śpiewa. Staram się dołączyć do nich gdy tylko mam okazję, ale kiedyś miałem o wiele bardziej napięty grafik i nie miałem czasu wyjeżdżać z Hawajów na ich koncerty. Fajnie jest z nimi występować. W zeszłym roku graliśmy na Bahamach – było niesamowicie. Na studiach też śpiewałem w zespole.
Jaką piosenkę zazwyczaj śpiewasz na karaoke?
JG: Zazwyczaj na karaoke śpiewam „Delilah”. Lubię się wtedy wydzierać, ale chyba niedługo muszę zmienić repertuar. Chyba przerzucę się na Gary Puckett & The Union Gap.
Jesteś znany z tego, że zawsze orientujesz się w teoriach fanów na temat LOST.Jaką najdziwniejszą teorię usłyszałeś?
JG: Chyba najbardziej szalona teoria dotyczyła klonowania. Jacyś fani wymyślili, że samolot bezpiecznie wylądował w Los Angeles, ale wszyscy pasażerowie zostali sklonowani. Wyobrażasz to sobie? LOST to serial o katastrofie lotniczej z klonami! To dlatego ojciec Jacka chodził po wyspie. Został sklonowany więc jego klon był żywy. To był zakręcony pomysł.
Masz bardzo sympatyczny wizerunek. Czy zrobiłeś kiedyś coś skandalicznego w miejscu publicznym?
JG: Szczerze mówiąc, jestem strasznie nudnym człowiekiem. Przykro mi, ale nie robię nic skandalicznego. Chociaż... kiedyś, gdy dopiero co przeprowadziłem się na Hawaje, w czasie kręcenia pierwszego sezonu, często przebywałem z innymi aktorami. Nie znaliśmy nikogo na Hawajach, więc często się odwiedzaliśmy. Raz zdarzyło mi się wskoczyć do oceanu nago. To chyba było najbardziej skandaliczne zachowanie z mojej strony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz